To dziś imagin nw czy czytałyście może tak ale strasznie mi się spodobał :*
Niall
wychodząc z dużego wieżowca jednej z największych korporacji w Londynie ujrzałam miliony kropelek spadających wprost na tętniącą życiem metropolię.
Zawsze dziwiło mnie to, że ludzie stworzyli tak niesamowitą magię w mieście, gdzie cały czas panuje słota. Każdemu człowiekowi Londyn kojarzy się ze potężną stolicą biało-niebiesko-czerwonego królestwa, a tak naprawdę, mimo wielu pięknych miejsc, zabytków, niesamowitych ludzi i klimatu społecznego było to szare, zimne miasto, pełne śpieszących się wiecznie ludzi. Czas żył tutaj dla każdego innym życiem – w zależności kto kim był i jak do życia się nastawiał.
Z drugiej strony po cichu cieszyłam się z deszczu, ponieważ żaden natrętny reporter z aparatem czy papparazzi nie czekał na mnie na schodach. Miałam dość ciągłego zgiełku wokół mojej osoby, tylko dlatego, że jestem narzeczoną Nialla Horana. Wierzcie mi, że wolałam pozostać mniej sławną dziennikarką, ale mieć więcej swojej prywatności i przestrzeni osobistej.
Rozkładając swój duży, czarny parasol dopinałam jeszcze ostatnie guziczki mojego ukochanego płaszczyku przed kolano. Schodząc po schodach starałam się również jak najciaśniej owinąć swój szal wokół szyi, ponieważ pogoda naprawdę ostatnio pokazywała swoje negatywne możliwości.
W sumie – cóż się dziwić? Był początek grudnia, czyli wszystkie znaki na niebie i ziemi „zapowiadały” śnieg i co się z tym wiąże – Święta Bożego Narodzenia.
Delikatny zmierzch zaczął zakradać się w ulice Londynu, gdy wracałam powoli do domu, dalej skryta pod parasolem. Analizowałam po kolei czy wszystkie prezenty już kupiłam i czy, aby na pewno dobrze je wybrałam.
Tak. Byłam osobą, która zawsze kochała mieć zrobione wszystko wcześniej, a nienawidziła biegać za czymś na ostatnią chwilę.
Niestety ja nie za bardzo kogo miałam obdarowywać prezentami, dlatego zanim nie poznałam Nialla wręcz nie znosiłam tych świąt. W wigilię i pozostałe świąteczne dni zakopywałam się w kocu, w moim pokoju na strychu u babci i płakałam w poduszkę.
Dlaczego? Bo od kilku lat spędzałam te święta tylko z babcią, ponieważ moi rodzice i dwójka rodzeństwa zginęli w wypadku samochodowym i na całym świecie została mi tylko babcia. Obwiniałam się wielokrotnie myśląc, że również ja albo tylko ja powinnam być w tym samochodzie. I mimo tego jak bardzo babcia się starała to i tak nigdy nie wychodziłam z łóżka w Boże Narodzenie. Siedziałam i wspominałam te wspólne wigilie…
Jedna pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, gdy przekręcałam klucz w zamku naszego wspólnego domu. Babcia już wtedy nie żyła, umarła dwa lata temu, a ja w dniu jej śmierci poznałam Nialla.
Już od progu przywitał mnie ukochany zapach naszego domku, ale tak jak się spodziewałam nie dobiegały z niego żadne dźwięki. Powoli weszłam do korytarzu tupiąc obcasami o drewnianą podłogę.
- Niall?! – krzyknęłam na wszelki wypadek.
Tak jak myślałam, odpowiedziała mi głucha cisza.
- Pewnie jest na próbie z chłopakami, albo na jakimś świątecznym spotkaniu z fankami. – powiedziałam sama do siebie, aby uniknąć głuchej ciszy w swoim otoczeniu.
Odkąd zmarła moja rodzina nienawidziłam jej i kojarzyła mi się tylko ze smutkiem i z otaczającym mnie lękiem. Zaraz po tym jak rozebrałam się z wyjściowych ubrań podbiegłam do wieży i włączyłam jedną z moich ulubionych optymistycznych płyt.
Tańcząc i uśmiechając się do siebie poszłam do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia, dla mojego pustego brzuszka i oczywiście też dla zmęczonego Nialla, który pewnie wróci późno zmęczony i głodny.
Po ukończeniu, a raczej tylko doprawieniu zaczętej rano zupy udałam się na strych, gdzie wspólnie stworzyliśmy zaraz na początku naszej znajomości „pokój relaksu”.
Na strych wchodziło się po drewnianych schodach, które skrzypiały pod wpływem nacisku stóp. Drewnianą podłogę pokrywały dwa ogromne, pomarańczowe dywany, które podawały chłodnemu pomieszczeniu cieplejszy wyraz. W rogach pokoju znajdowały się najróżniejsze przedmioty – nasze wspólne pamiątki lub pamiątki Nialla, które przywoził z różnych państw, w których był podczas trasy. Na ścianie po lewej stronie wisiała ogromna mapa świata, specjalnie wystylizowana tak, aby wyglądała na bardzo starą. Na przeciwległej ścianie rozciągało się ogromne okno, które sztucznie było wysunięte na dwór tworząc wykusz. Dzięki takiemu rozwiązaniu (było wielkie oraz nisko usytuowane) parapet był umieszony nisko oraz był długi i szeroki.
Na parapecie więc postanowiliśmy umieścić nietypową kanapę. Obiliśmy ściany oraz drewno poduchami, tak że utworzył się nasz niesamowity zakątek, gdzie obydwoje kochaliśmy przychodzić osobno i razem. Niesamowity jak dla nas wystrój, kwitował bujany fotel, stojący na środku jedno z dywanów, na którym leżało kilka, dokładnie złożonych kocyków.
Siadłam wygodnie na moim ukochanym miejscu i przykryłam się dokładnie kocem, który uprzednio wzięłam z bujanego fotela. W tle szybko włączyłam delikatną, jazzową muzykę.
To czego uprzednio nie opisałam to dość duża przestrzeń, którą często wykorzystywaliśmy do tańca lub wygłupów, oraz specjalny zestaw głośników i specjalna akustyka, która panowała w pomieszczeniu. W skrócie - odsłuch był niesamowity.
Siedząc tak patrzyłam na miliony kropelek, które uderzały o szybę, a następnie spływały rzekami po szybie, aż do rowku na dole okna.
Lubiłam patrzeć na deszcz mimo, że ogarniał mnie zawsze przy tym smutek i dziwna pustka.
Nie wiem jak długo siedziałam tam patrząc na świat za szkłem i słuchając spokojnej muzyki. Jednak, gdy się ocknęłam zauważyłam, że małe kropelki zamieniają się w płatki śniegu, powodując uśmiech na mojej twarzy.
- Hej kochanie! – dobiegł mnie donośny głos Nialla, zaraz po kłapnięciu drzwi dochodzących z dołu.
Wiedziałam, że nie muszę się odzywać, bo i tak mnie zaraz znajdzie. Nie myliłam się.
- Beth! Wiedziałem, że cię tutaj znajdę! – podbiegł do mnie Niall uśmiechając się szeroko.
Cieszyłam się, że miał mimo tego wszystkiego tak dużo energii i optymizmu.
- No hej kotku – wychyliłam twarz w stronę jego twarzy, wyciągając szyję niczym żyrafa.
Oczywiście mój ukochany poprawnie odczytał wysłany przeze mnie sygnał i złożył na moich ustach całusa na powitanie.
- Jak się czujesz? – zapytał z troską w głosie.
Uśmiechnęłam się najszerzej jak się tylko dało. Tak wiele radości i ciepła mi dawał swoją troską – czyli codziennością.
- Dobrze. Jadłeś już obiadek? – zapytałam, naturalnie wiedząc, że tego nie robił, bo od razu tutaj przybiegł.
- Nie… - pokiwał głową – A co dzisiaj jemy ? – zapytał ciut zaskoczonym głosem.
Wiedziałam, że dalej nie może się przyzwyczaić do tego, że wraca i na stole czeka na niego obiad, w domu jest posprzątane, a w kominku tli się ogień. Jego poprzednia dziewczyna… w delikatny sposób, można powiedzieć, że wykorzystywała go dla pieniędzy, sławy i zamieszania wokół siebie, gdy on wykańczał się psychicznie i fizycznie.
- Dzisiaj dla ciebie mam… rosołek.
Jego entuzjazm bardzo mi się spodobał, dzięki czemu szybkim krokiem doszliśmy do kuchni. Śmiejąc się sama do siebie nałożyłam mu talerz własnoręcznie robionego makaronu i zalałam złocistym rosołem, dokładając oczywiście gotowaną marchewkę na środek. Gdy postawiłam przed nim posiłek on uśmiechnął się w geście podziękowania, a ja wróciłam do kuchni, aby wlać również sobie.
Lubiłam, gdy razem jedliśmy. Miało to dużo wspólnego z ciepłem i zaufaniem.
Posiłek jak zawsze zaczęłam przeżegnaniem się, a potem delikatnym zamieszaniem łyżką w zupie. Uwielbiałam gotować i jeść rosół, przypominał mi Polskę i rodziców. Nasze wspólnie niedziele, gdy wszyscy siadaliśmy do stołu i śmialiśmy się.
Eh.. Powinnam sobie dzisiaj już dać spokój.
Po skończonym posiłku, który jak zawsze przebiegł w błogiej ciszy, Niall położył się plackiem na dywanie w salonie demonstrując swoje przejedzenie, co u niego rzadko się objawiało.
- Mmmm… Beth. Uwieeelbiam twój rosół. Mógłbym go jeść do końca życia. – stękał przejedzony z salonu, podczas gdy ja zmywałam naczynia.
- Obawiam się, że ten koniec w takim wypadku szybko by dla ciebie nadszedł! – odkrzyknęłam, co jednak bardziej przypominało śmiech.
Po kilkunastu minutach wyszłam z kuchni udając się do salonu, gdzie dalej leżał Niall.
- Kochanie, podnosimy się! – krzyknęłam u do ucha kładąc się jednocześnie na nim.
Wiedziałam, że uprzednio złapał krótką drzemkę.
- Weź mi daj się zdrzemnąć chwilkę… - mamrotał.
Wiedziałam, że jest bardzo zmęczony mimo, iż starał się tego nie okazywać, dlatego postanowiłam dać mu spokój. Nie wiedzieć czemu jego ulubionym miejscem do wieczornego czy popołudniowego spania był dywan. Sięgnęłam więc po koc, leżący na kanapie obok i okryłam nim siebie i Nialla, kładąc się przy tym koło niego. On (jeszcze przytomnie) otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie tak, że moja głowa opierała się o jego ramiona.
- Kocham Cię… - wyszeptałam, będąc pewna, że najprawdopodobniej tego nie słyszał.
Usypiałam patrząc na piękny ogień, który palił się w kominku naprzeciwko nas oraz na duży, biały puch spadający z nieba. Dla takich chwil jak tamta naprawdę warto żyć.
Obudził mnie jakiś ruch pod moim ciepłem. Otworzyłam delikatnie swoje ciężke powieki, widząc uśmiechającą się twarz Nialla, który patrzył na mnie z góry. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że on jest powodem tego budzącego mnie ruchu, a konkretniej po prostu niósł mnie do naszej sypialki.
- Mmmm… możesz mnie postawić. – zareagowałam szybko, w jednej sekundzie do końca się wybudzając.
- Ale po co… ja cię zaniosę do sypialni – bronił się Niall.
Nie wiedziałam, czy mam ustąpić czy nie, ale jednak po chwili się poddałam i pozwoliłam zanieść się do sypialni i ułożyć na pięknym, dużym małżeńskim łóżku.
- Ale… emm… kochanie, ja się nie wykąpałam. – odparłam zachrypniętym głosem.
- Pozwól, że ja się tym zajmę. – wyszeptał uwodzicielskim głosem obok mojego ucha.
Podstępnie się uśmiechając wyszedł z pokoju zostawiając mnie rozkojarzoną i zaspaną. Ostatnio mogłabym jeść i spać… jeść i spać. I tak w kółko.
Po kilkunastu minutach, podczas których dryfowałam pomiędzy jawą, a snem, do pokoju po cichutku, na paluszkach wszedł Niall.
- Elizabeth Kate Hamliton… mam dla ciebie niespodziankę. – drażnił się ze mną gilgotając mnie moimi włosami po policzkach. Zrezygnowana powoli się podniosłam i udałam za nim do łazienki. Wiedziałam, że miał w planach przygotować mi kąpiel, ale to co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
Jednym źródłem światła w naszej dość dużej łazience były świece porozstawiane po całym pomieszczeniu. Stały na półce nad dużą wanną napełnioną wodą, po której pływała piana i płatki róż, stały na zlewie, na podłodze w rogach oraz dookoła wanny. Żółte płomienie powodowały, że nasza łazienka stawała się jeszcze przytulniejsza i cieplejsza.
Po kilku chwilach, gdy podziwiałam utrzymane w brązach pomieszczenie do mojego nosa doleciał zapach tak uwielbianych przeze mnie róży i wanilii. Oj Horanek zawsze wiedział jak mnie wzruszyć, ale jednocześnie zrelaksować. Bardzo dużo wiedział o mnie, nawet o tych najmilejszych szczegółach. W tle leciała miła, spokojna muzyka podkreślająca niesamowity klimat.
Spostrzegając, że już od kilku minut stoję i patrzę się na tą niespodziankę odwróciłam się w stronę rozpromienionego Nialla.
- Ojej… nie trzeba było słonko. – podziękowałam rozczulonym głosem.
Przytuliłam się do niego, a potem złożyłam na jego ustach pocałunek pełen wdzięczności.
- Zostawię Cię teraz samą. Należy ci się chwila spokoju tylko dla siebie.
Patrząc na mnie z delikatnością zamknął drzwi łazienki.
Cała moja dusza krzyczała, żeby został i wykąpał się ze mną, tak jak zazwyczaj, ale postanowiłam już go nie wołać, skoro sam przygotował do tylko dla mnie. Szybko pozbyłam się ubrań i zanurzyłam się w prawie parzącej wodzie, takiej jak uwielbiam. Moim skołowanym myślą towarzyszyły tylko płomienie oraz przepiękny zapach unoszący się w powietrzu. Przez kilka chwil bawiłam się piana pływającą i gilgoczącą moją skórę.
Dam sobie głowę uciąć, że moja kąpiel wyglądała jak z jakiegoś niesamowicie romantycznego filmu.
Wszystko było tak perfekcyjne, że aż prawie niemożliwe.
Gdy woda zaczęła robić się chłodna wstałam i opłukałam z piany, która nagromadziła się na moim ciele. Owijając w ręcznik, wyszłam z łazienki i na palcach poszłam do sypialni, aby zminimalizować kontakt moich bosych stóp z chłodną podłogą.
Zatrzymałam się na chwilę przy progu i ujrzałam stojącego do mnie tyłem Nialla. Jedną ręką trzymał telefon tuż przy uchu, a drugą dłoń schował niedbale w kieszeń spodni. Patrząc się w okno rozmawiał z kimś nerwowo.
Wiem, że nie ładnie jest podsłuchiwać, ale ja nie miałam zamiaru nawet tego robić. Po prostu stałam tam i czekałam, aż skończy rozmawiać. No, przecież nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic – tak bynajmniej myślałam do tamtego momentu.
- Tak, spokojnie. Teraz się kąpie, na pewno się nie dowie. – odparł zdenerwowanym głosem, a ja zorientowałam się, że mówi o mnie. Tylko o czym miałam się nie dowiedzieć ?
- Tak, tak – dalej niezręcznie potakiwał, a potem długo milczał. Moja wyobraźnia płatała mi figle, a ja walczyłam z ciekawością i ze strachem jednocześnie.
– Tak. Ja muszę kończyć. Do zobaczenia jutro… Ja też cię kocham. Buziaki. Pa.
Ostatnia jego sentencja zaskoczyła mnie na tyle, że nawet nie wiedziałam kiedy głośno oparłam się o ścianę, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
„Czyli to wszystko tak wygląda. Bo przecież, gdyby w moim życiu coś było piękne… Eh, to nie możliwe.”
Sama siebie obwiniałam, że mu zaufałam i go pokochałam.
- Beth? Jezu! Ty wszystko słyszałaś? – Niall podbiegł do mnie spanikowany.
„Nie, oczywiście, że nie Niall. Siedzę na podłodze i płaczę, bo zobaczyłam ślicznego kotka.” – miałam ochotę wykrzyczeć, ale zamiast tego po prostu wstałam i udałam się do naszej sypialni zamykając drzwi na klucz ignorując swojego BYŁEGO narzeczonego.
- Beth! To nie tak jak myślisz! – krzyczał zza drzwi Niall.
Ale ja już go słuchać nie chciałam. Moje serce znowu pękło, znowu zostało mocno i głęboko zranione.
Wściekła, że znowu komuś zaufałam i dałam się zranić wrzucałam rzeczy do walizki.
Gdy skończyłam, położyłam się na naszym, byłym wspólnym łóżku i nawet nie wiem kiedy usnęłam, dalej otulona w ręcznik.
Ostatnie co słyszałam to jak Niall kopie w ścianę na korytarzu , gorzko i głośno przeklinając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz