niedziela, 2 lutego 2014

Zayn cz 2

Hej przepraszam że dopiero dziś dodaję drugą część ale wczoraj nie miałam dostępu do internetu  :D

- Przestań być w końcu taką Matką Teresą! Nie zbawisz świata. Choćbys nawet nie wiem jak próbowała. Ja nie wiem jaki masz problem ale mam już tego powoli dosyć. Ciągle tylko siedzisz w tym sierocińcu. A ja? Ja też potrzebuję miłości! Jak te dzieciaki! 
- Nawet się do nich nie porównuj. Miałeś wszystko! Miałeś się w co ubrać, co jeść i jeszcze wybrzydzałeś! Miałeś milion zabawek i robiłeś co chciałeś. I wiesz co miałeś? Coś, za co te maluchy zrobiłyby wszystko... Miałeś rodzinę. I nadal ją masz więc jeśli ja mogę im dać chociaż namiastkę takiej miłości to będę to robić niezależnie od tego czy mi pozwolisz czy nie.
- Przepraszam, znowu wszystko schrzaniłem sprawę.- Jego głupie przepraszam mi nie zrobiło różnicy. Nadal byłam wściekła jak osa. 
- Wiesz co jest najgorsze? Że cały czas kłócimy się o to samo. Wiecznie idzie o te Bogu ducha winne dzieciaki. 
- Wiem. Przepraszam. Spróbuję się hamować...
- Zayn, jeśli możesz to proszę. Przemyśl to, co powiedziałam. Skoro chcesz mieć ze mną dziecko to czemu nie miałby być to Ali? Nie jest gorszy przez to, że ma inne DNA. 
- To nawet nie wchodzi w grę.- Rzucił. Zdenerwowana strzeliłam mu z liścia w policzek. Nie wiem czemu. Po prostu. 
- On też zasłużył na szczęśliwe życie.- Syknęłam ale nie. Dlaczego miałoby obchodzić to naszego szanownego pana Malika. Malika, który widzi tylko czubek własnego nosa! I wiesz co ci powiem? Jutro złożę wniosek o adopcję. Tak. Wydaje mi się, że ze mną mu będzie najlepiej niezależnie od tego czy będziesz z nami czy nie a z tego co widzę raczej nie.. Albo wiesz co? Wyprowadzę się już dziś.- Powiedziałam i wstałam z łóżka, spod którego wyjęłam dużą walizkę, do której zaczęłam pakować rzeczy. Miałam mnóstwo ciuchów jednak co mi po stercie eleganckich sukienek? Nic. 
- [t.i] co ty wyprawiasz?- Pytał zdezorientowany próbując przytrzymać moje ręce. Jednak zaraz wyrywałam mu się.
- Jeśli sądzisz, że w tym związku to tylko ty decydujesz to mylisz się. Ali będzie moim synem i mam głęboko w dupie czy ci się to podoba czy nie. 
- Czy nie możemy porozmawiać?- Zgarnęłam kilka naszych zdjęć do walizki i pobiegłam po szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów. Zamknęłam pełną walizkę. 
- Przestan! Przestań natychmiast!- Krzyczał Zayn. Słyszałam rozpacz w jego głosie. Przypomniałam sobie o czymś i zdjęłam piękny, pierścionek zaręczynowy ze swojego palca. Włożyłam go w rozłożoną dłoń chłopaka i zamknęłam jego dłoń. 
- Daj go lasce, która pozwoli sobą rządzić. Nie ze mną te numery skarbie.- Pocałowałam go przelotnie.- Samochód i kluczyki zostawię u Louis.- Wyszłam. Czemu akurat u Louis? Tu zaczyna się cała historia. Zayna poznałam właśnie przez Lou. Zanim się poznaliśmy mieszkałam w domu, tuż przy tym, do którego wprowadził się Louis. Zaprzyjaźniliśmy​ się i pewnego wieczora Lou zeswatał nas ze sobą. Tyle. Do niedawna układało nam się świetnie jednak kiedy pojawił się w moim życiu Ali... Zayn najwyraźniej zaczął robić się zazdrosny. Miałam tego po dziurki w nosie...

Dotarłam do mojego starego domu. Otworzyłam zamek i popchnęłam drzwi. Czułam się tak, jakbym była tu zaledwie wczoraj. Wcale nie tęskniłam za tym miejscem. Jednak nie mogłam dać sobą pomiatać. Nigdy. Nikomu.

Szybko rozpakowałam swoje rzeczy i już miałam się kłaść kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kto to o tej porze? Nie miałam pojęcia. Okazało się, że to Louis. 
- Och. To ty. Przepraszam ale chciałem sprawdzić. Bałem się, że jakiś włamywacz czy coś. 
- Tak, to ja. Dziękuję za troskę. 
- Co się stało?- Spojrzał na moją lewą dłoń jednak zaraz spojrzał na mnie przerażony.- Pokłóciliście się? 
- Niezupełnie Louis... Zerwaliśmy. 
- O cholera. Tak mi... Przykro mi. 
- Wejdziesz?- Spytałam z nadzieją, że przyjmie propozycję. Bardzo potrzebowałam kogoś, kto mnie wesprze w trudnej chwili. 
- Nie będę ci przeszkadzał? 
- Nie Louis. Wręcz przeciwnie. Potrzebuję teraz kogoś...
- Więc wejdę.- Uśmiechnął się uroczo i wszedł zamykając za sobą drzwi. Zrobiłam dla nas herbatę. Siedzieliśmy na starej kanapie i opowiadałam mu o tym co się stało. 
- Na pewno chcesz wziąć tego chłopca? 
- Tak.- Odparłam bez zastanowienia. 
- To poważna decyzja. 
- Kocham go. 
- W to nie wątpię. Poświęcasz mu dużo uwagi. 
- I to boli Zayna najbardziej. 
- Wiesz, że nie jest łatwo. 
- Wiem. Ale... Zayn sam mówił, że chciałby teraz dziecko. Czemu nie miałby być to Ali? Przecież on nie jest gorszy. Gdybyśmy go wzięli razem... Byłabym częściej w domu. 
- No a może... Może Zayn chciałby... Wiesz, jest przecież jedynym synem swoich rodziców i chodzi o coś tak głupiego jak przedłużenie rodu? 
- Nie, to na pewno nie to. Na kilku młodych kuzynów o nazwisku Malik. 
- To naprawdę już nie mam pojęcia co nim kieruje. 
- To już nieważne. Jeśli nie mogę mieć ich dwóch... Wybieram tego, którego nikt inny nie zechce. 
- Nie wiem... To wszystko jest takie skomplikowane. 
- Wcale nie. 
- Pogadam z Zaynem. 
- Proszę, nie rób tego. 
- Och [t.i] czemu jesteś taka uparta? 
- Po prostu nie i już. Napiszę dziś ten wniosek. Mam nadzieję, że nie zajmie to długo. 
- Jeśli tego właśnie pragniesz to jako twój przyjaciel będę cię wspierał. 
- Dziękuję.- Telefon Louis zadzwonił. Chłopak szepnął tylko coś, że to Zayn. Odebrał. Siedziałam cicho i tylko skrobałam długopisem po kartce. 
Naoglądałam się tyle różnych podań, że napisanie mojego zajęło mi 10 minut. 
- Spokojnie Zayn. Wszystko będzie dobrze ale... Nie, nie widziałem się z nią jeszcze. 
- ... 
- W oknach jest ciemno więc pewnie już śpi. Ty też powinieneś iść spać. Jutro spróbuj do niej zadzwonić.- Zayn jeszcze coś dodał, Lou przytaknął i rozłączyli się. 
- Dlaczego go okłamałeś? 
- Wiesz, że zaraz zrobiłby się zazdrosny. 
- Fakt. Oh... Skończyłam. 
- Pójdę już do siebie a ty też położ się spać.- Lou zamknął mnie w żelaznym uścisku swoich ramion.- Zobaczysz, wszystko się ułoży.- Odprowadziłam go do drzwi i zamknęłam je na klucz. Rzuciłam się na dawno nieużywane łóżko, które stało pościelone tylko wystarczyło zdjąć pokrowiec. Przepłakałam pół nocy. Dopiero po 3 udało mi się zasnąć. 

- [T.I]! [T.I]!- Usłyszałam wołanie pod oknem. Wstałam i wyjżałam. Na jednym z drzew siedział Zayn. No nie... Nie wyszłam do niego. Zajęłam się sobą. Na jedenastą miałam iść do Ali'ego. Przy okazji złożyć papiery. Kilka minut i byłam gotowa. Jednak postanowiłam poodkurzać dom. Za dziesięć jedenasta wyszłam. 
Zayn szedł za mną i coś tam mówił ale niewiele go słuchałam. 
- Nie słyszę swoich myśli!- Krzyknęłam na niego wkurzona. 
- Wróć do domu. 
- Zayn, dałam ci czas na przemyślenie kilku spraw. Nie dałbyś rady uporać się z tym w jeden wieczór. 
- Nie poddam się. 
- Wcale nie chce byś się poddawał. A teraz... Śpieszę się.- Przyspieszyłam jednak Zayn nie zrównał się już ze mną. Spóźniłam się chwilę jednak nikomu przecież nie robiło to problemu. 
- I jak tamta rodzina? Spodobał im się?- Spytałam. 
- Żartujesz? Wyszli jak tylko zobaczyli, że jest ciemniejszy. 
- Biedny... Ja chciałam... Przekaż to dyrektorce. Tylko tak jakoś szybko. 
- Co?! Chcesz go adoptować? A co na to Zayn? Przecież mówiłaś, że... 
- Cicho! Proszę, bądź dyskretna. Jeśli chodzi o... Zerwaliśmy.- Zostawiłam koleżankę i skierowałam się do pokoju Ali'ego. 

- Co tam kochanie?- Spytałam schyłając się nad smutnym maluchem i biorąc go na ręce. 
- Nie lubią mnie. 
- Kochanie, nie przejmuj się. To tylko... Nie zasłużyli sobie na takie cudo jak ty. 
- Nikt mnie nie chce. 
- To nieprawda! 
- Nawet ty. 
- Ali, nie mów tak nigdy. Też jest mi trochę smutno więc zabieram cię do kina a potem wezmę cię na wielki puchar lodów i ciastko.- Oczy malucha się zaświeciły. Przytulił mnie mocno.- Ale najpierw będę musiała na chwilę wpaść do mojego domu. Będziesz mi towarzyszył? 
- Jasne!- Powiadomiłam moją koleżankę, że porywam małego na cały dzień i ubraliśmy się. 

Szliśmy niedługą chwilę. Zdenerwowałam się kiedy zobaczyłam, że Zayn kłóci się o coś z Louis. Cała scenka odgrywała się na podjeździe Lou. Ali wyrwał mi swoją rękę i pognał niczym rakieta w stronę Zayna. Brunet przytulił go i wziął na ręce. Podeszłam do niego nie ukrywając swojej niechęci. 
- Daj mi go.- Powiedziałam. Zayn oddał mi malucha.- Louis, masz wolny dzień?- Spytałam. 
- Nnno tak, a co? 
- Może skoczyłbyś z nami do kina i na ciastko? 
- I lody!- Dorzucił Ali. Lou spojrzał na Zayna, który miał okropny wyraz twarzy. Jakby ktoś właśnie zadał mu cios w samo serce. Louis zgodził się i poszedł się przebrać. 
- A Zayn? Pójdzie z nami?- Spytał. 
- Jeśli tylko chce.
- Chcesz?- Spytał go mały. 
- Mam coś... Coś ważnego do zrobienia.- Rzucił Zayn wyrywając się z otępienia. Wyglądał naprawdę źle. Aż trudno było uwierzyć, że tyle może się zmienić w zaledwie kilka godzin. 
- Ali, kochanie postoisz tu chwilę? Muszę...- Nie musiałam skończyć zdania by maluch pokiwał głową. 
Złapałam za rękę Zayna. Pociągnęłam go kawałek. 
- Błagam, nie patrz tak na mnie. 
- Ja bez ciebie nie mogę żyć. 
- Zayn, nie minęła nawet doba. 
- Ale ja ciebie potrzebuję. Właśnie, minęła doba a widzisz jak wyglądam. Będzie jeszcze gorzej i to... 
- Udowodnij mi tylko to, że nie liczysz się tylko ze swoim zdaniem. 
- Jeśli zrobię to do wieczora... Czy wrócisz jeszcze dziś? 
- Też tęsknię. Trochę poniosło mnie. 
- Jak każde z nas. 
- Wiedz, że cię kocham. Niezależnie od tego co się dzieje. Wiem, że najpierw to kończę a potem mówię takie rzeczy ale... Zawsze myślałam, że cię wcale nie potrzebuję ale... Niezależnie od tego ile byśmy się nie widzieli... Zawsze o tobie myślę. To wraca. 
- Przyjdź do domu. Naszego domu. Dziś, kiedy położysz już go spać. Będę czekał. 
- Będę. Ale ze mnie idiotka.- Zaśmiałam się.- Jednego dnia bez ciebie nie wytrzymuje. 
- I między innymi za to cię kocham.- Zayn poszedł sobie. Wróciłam do Louis, który bawił się z Alim. Uśmiechnięci zaczęliśmy realizować plan na dziś. 

~ Następna doba. 01:27 A.M

Po cichu wkradłam się do domu. Miałam ze sobą już swoje rzeczy. Wiedziałam, że nie wytrzymam bez mojego faceta i już. Wołałam go jednak nie reagował. Kiedy nigdzie go nie znalazłam poszłam do pustego pokoju, który niczemu nie służył. No, jeszcze tylko tam nie byłam. I zobaczłam go... Leżał na podłodze... 

Rozejżałam się i zaniemówiłam. Pokój, który na codzień był pusty... Teraz był... Piękny. Kolorowe ściany, łóżko przy oknie i wiele, naprawdę wiele zabawek. Wszystko czego było potrzeba. Spojrzałam po pokoju w poszukiwaniu zegara, który tam zawsze wisiał ale nie doszukałam się go. Jednak na drzwiach zobaczyłam napis głoszący "POKÓJ ALI'ego". Rozpłakałam się. On... Musiał włożyć w to mnóstwo pracy. To było niesamowite. Usiadłam koło niego i dotknęłam jego ubrudzonego czerwoną farbą policzka. 
- Jesteś niesamowity.- Szepnęłam. 
- I cię kocham. I naszego syna też.- Podniósł się. 
- Jeszcze nie wiadomo czy pozwolą nam go... 
- Oczywiście, że pozwolą. Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie. A przecież będziemy mieli jeszcze później dzieci. 
- Myślisz, że sobie poradzimy? 
- Pewnie, kto jak nie my?