piątek, 27 grudnia 2013

Imagin Niall:D

No to druga część :D 


Moje zdrętwiałe ciało podniosło się zanim mój umysł zareagował. Huk i inne nienaturalne dźwięki szybko dotarły do moich uszu szybko mnie wybudzając. 
To co zobaczyłam przeszło moje wyobrażenia. Na drewnianej podłodze sypialki leżały drzwi, które zazwyczaj były przyczepione pionowo do futryny, a w progu stał zdyszany Niall.
Po paru minutach, gdy otrząsnęłam się z szoku, zrozumiałam, że mój ręcznik opadł bezwładnie odsłaniając prawie całe, moje ciało. Szybko zareagowałam wstawiając i wybiegając go garderoby. Oparłam się o chłodną ścianę, która przyjemnie chłodziła moje rozgrzane złością ciało. Po mojej skórze skakały iskierki złości, studzone przez smutek. Po chwili refleksji i wewnętrznego stonowania moich emocji, ubrałam się i wyszłam, a moje ciało na powrót zalała złość, gdy zobaczyłam Nialla w tej samej pozycji.
- Coś ty zrobił?! – wrzasnęłam.
- Zdjąłem drzwi z zawiasów… - odparł spokojnym tonem, jakby właśnie stwierdził, że niebo jest niebieskie.
„No co ty nie powiesz?” – miałam ochotę odburknąć – „Chyba widzę!”
- A odpowiesz mi dlaczego? – wewnętrznie wybrałam bardziej grzeczne zdanie. W sumie dalej go kochałam, więc nawet szczypta szacunku mu się należy. Mimo tego, co zrobił.
- Ponieważ się nie odzywałaś. Bałem się, że coś ci się stało. – jego głos dalej nie wyrażał żadnych emocji.
- Och. Teraz to się martwisz?! – moja złość powoli ustępowała ogromnemu smutkowi, wlewającemu się z mojego serca.
- Idź sobie do tej Twojej…. – nie chciało mi przejść to słowo przez gardło i gorące łzy zaczęły wypływać z moich policzków - …twojej nowej dziewczyny!
No co? Mogłam ją nazwać zdzirą, suką czy kimś tam, ale nie lubię nazywać tak ludzi. Kimkolwiek by ona nie była, nie zasługuje na to.
- Nie mam jej! – wykrzyczał i dał kilka kroków w moją stronę.
Nareszcie dzika furia wpełzła na jego twarz.
- A przez telefon to z koleżanką z pracy rozmawiałeś, tak ?! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.
Złapałam rączkę od walizki i zaczęłam ją ciągnąć po podłodze omijając kawałki szkła, leżące drzwi, trochę gruzu i samego Nialla. Nawet na niego nie spojrzałam, po prostu nie mogłam. Bałam się, że jak to zrobię to jeszcze bardziej się rozkleję.
Wyszłam na korytarz i szybko uporałam się ze zniesieniem ciężkiego tobołu po schodach. Gdy byłam już w sieni i sięgałam po swój płaszcz, poczułam chłodną dłoń Nialla na moim ramieniu. Moja bluzka była dość cienka, dzięki czemu idealnie czułam impulsy przeskakujące pomiędzy naszymi ciałami.
Wraz z tym gestem coś we mnie zmiękło i pękło, a gromadząca się we mnie wściekłość odpłynęła za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Proszę daj mi się wytłumaczyć…
Uległam. Wiedziałam, że muszę dać mu szansę. Tak jak każdemu człowiekowi. Zawsze wyznawałam taką zasadę.
- Dobrze… - słowo nieśmiało wypłynęło z moich ust, jakbym się czegoś bała.
Rozluźniając się delikatnie odwiesiłam płaszcz do szafy.
- Może napijesz się herbaty? – gdy mówił, widziałam w jego oczach zakłopotanie.
- Nie. Chcę mieć to już za sobą i wyjść.
Usiedliśmy w salonie, pierwszy raz od bardzo dawna, tak daleko od siebie. Po chwili ciszy Niall zaczął.
- Słuchaj… to nie tak jak myślisz – „Ach, ten podstawowy tekst mężczyzn.” – Ja nikogo nie mam. Jesteś jedyna. Kocham cię.
Postanowiłam nie odzywać się i cierpliwie wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia.
- Rozmawiałem z moją mamą. Słuchaj… moja mama jest ciężko chora…
Oddech mi uwiązł mi w gardle, a serce się zatrzymało. Nie… to niemożliwe.
„Jak to? Pani Horan?” Poczucie winy sparaliżowało moją dusze, myśli i ciało.
„Jak mogłabym być taka głupia?”
- Hmm… ma duży cholesterol, duże ciśnienie oraz problemy z wątrobą. Malo tego dochodzą do tego jeszcze nie wyjaśnione zawroty głowy… Sama mnie prosiła, żeby na razie ci nie mówił. Wiesz jaka ona jest. Lubi cię bardzo… nie chce, żebyś i ty się martwiła. A mi naprawdę było ciężko to przed tobą ukrywać…
Mimo, iż dalej byłam na niego ciut zła, to go rozumiałam i sama biłam się w głowę z własnej głupoty. Na pewno bardzo się martwił, a ja mu tylko dołożyłam trosk.
- Przepraszam… - wyszeptał kończąc swój monolog.
- Nie Niall. Nie… - potrząsnęłam głową – To ja cię przepraszam… kochanie… - zawahałam się – o ile mogę jeszcze tak do ciebie mówić.
Zdawałam sobie sprawę, że naprawdę mocno go zraniłam.
- Jasne, że możesz słoneczko – uśmiechnął się delikatnie patrząc mi w oczy.
- Przepraszam… - wyszeptałam jeszcze raz, gdy siadł koło mnie na kanapie.
- Nie masz za co… - jak zwykle zbyt łatwo szło mu wybaczanie.
Nie umiał się gniewać zbyt długo.
- Mam Niall. I to dobrze o tym wiesz…
Wtuliłam się w jego pierś zaciągając się jego zapachem. Schowałam twarz w jego koszulkę, dalej paląc się ze wstydu z powodu mojego wcześniejszego zachowania.
- Bardzo poważny jest stan Twojej mamy? – zapytałam naprawdę się martwiąc.
Uwielbiałam kobietę, która za niedługo miała zostać moją teściową, dlatego naprawdę zmartwiła mnie myśl o jej chorobie. Niall bardzo ją kochał – jak każde dziecko matkę i wiem jak bardzo się zamartwiał. A w związkach takich jak nasz… tak już jest, że to co dotyczy jednej osoby, chcąc czy nie przeniesie się także na tą drugą.
- Tragicznie nie jest, ale choroba to choroba. Musi brać dużo bardzo silnych leków… A najbardziej martwią mnie te zawroty głowy.
- Jeżeli już jesteśmy przy trudnych tematach… to… trzeba naprawić drzwi w sypialce – zaśmiałam się, chcąc ciut rozluźnić gęstą atmosferę.
Niespodziewanie odsunął się ode mnie, raniąc mnie tym bardzo.
- Co… co się stało ? – jąkałam się zszokowana.
„Czyżby chciał jednak odejść?”
- Nic… słuchaj. Chciałbym o czymś porozmawiać.
Czułam, że kolejne trudne dyskusje zbliżają się wielkimi krokami.
- Oczywiście kochanie… - postanowiłam jednak udawać, ze wszystko w porządku – A nie lepiej by było nam rozmawiać, gdybyś był tutaj obok koło mnie ?

- Dziękuję, że właśnie taka jesteś… - wyszeptał mi czule do ucha, a zaraz potem pocałował w czubek głowy. Uwielbiałam go za takie mile i czułe gesty. Naprawdę świetnie jest widzieć, że ktoś docenia to, że się starasz i widzi jak ci bardzo zależy.
- Chciałbym ustalić datę naszego ślubu… .
Zaskoczył mnie tym wszystkim. On nigdy nie ciągnął do ślubu, to zawsze ja napierałam, zaczynałam rozmowy, dyskutowałam i proponowałam. W pewnej sekundzie przyszło mi nawet do głowy, że to może przez stan zdrowia mamy Nialla.
- Oczywiście… - uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na… 3 lutego ? – zapytał nieśmiało.
- Ale to już za dwa miesiące… - pomyślałam na głos.
Szczerze nie spodziewałam się, aż tak bliskiej daty. Zaczęłam węszyć w tym jakiś podstęp, dlatego, że nigdy o tym z własnej woli nie mówił.
- To mało czasu… - myślałam na głos.
- Ale przecież mówiłaś już nie raz, że sukienkę masz już swoją wymarzoną, wybraną… że już wiesz kogo pozapraszalibyśmy, że wiesz jak salę i kościół przystroić… - mówił bardzo szybko.
Na pierwszy rzut oka było widać, że jest czymś zdenerwowany. Postanowiłam wstępnie się zgodzić, ale to co się będzie działo to i tak czas pokaże.
- No dobrze kochanie. – uśmiechnęłam się promiennie, na co on odpowiedział tym samym.
Podniosłam swoją głowę do góry chcąc jak najszybciej napotkać jego malinowe usta. Całował mnie czule z pasją i jakimś ukrytym strachem , który dane było wyczuć tylko mi. Osobiście miałam nadzieję, że los nas obdarzy w nadchodzącym czasie większym szczęściem.

24 grudnia… wieczór.

Tak, w tym roku święta spędzaliśmy u rodziny Nialla, ponieważ w sumie to nie za bardzo nawet ja miałam zabrać Nialla.
- Nad czym tak myślisz? – zapytał Niall, kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
Przez dość długi czas staliśmy w ciszy, a każde z nas myślało o czymś innym.
- A o… moich rodzicach. – zawsze mu wszystko mówiłam i chyba tylko dzięki temu jeszcze nie zwariowałam.
- Mmm… - nic nie mówiąc jeszcze bardziej owinął swoje długie ręce wokół mojej tali, mocniej mnie przytulając.
Właśnie w takiej pozycji zastała nas pani Maura, która weszła do jadalni z dużym pieczonym indykiem – tradycyjną potrawą świąteczną, i uśmiechnęła się do nas bardzo przyjaźnie. Ja czując się ciut skrępowana jej obecnością, wyplątałam się z uścisku Nialla.
- Pomóc w czymś proszę pani? – spytałam uprzejmie pamiętając, że dalej ma choroby z zawrotami głowy. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi i mój Horan szybkim krokiem pośpieszył, aby otworzyć. Bardzo cieszył się na te chwile spędzone z rodziną.
- Elizabeth Kate Hamliton … - moje polskie nazwisko zabrzmiało w jej ustach dość dziwnie. Powoli odwróciła się do mnie, podeszła i złapała mnie za dłonie patrząc głęboko w oczy.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś do mnie mówiła po imieniu? Jestem Maura.
Przytuliłam ją mocno, kochałam ją i nawet nie wyobrażacie sobie jak mi było dobrze z tym, że mnie aż tak akceptuje.
- Dziękuję – wyszeptałam, a w kącikach moich oczów zebrały się malutkie łzy.
- Ale ej… nie płacz. Nie dziękuj. Czuj się dzisiaj jak u siebie w domu Beth.
- Dziękuję – ponownie wyszeptałam śmiejąc się delikatnie.
Podczas, gdy ustawiałyśmy gorącego indyka na środku stołu, Maura zaczęła opowiadać mi o wszystkich śmiesznych rzeczach, które przytrafiły się mojemu narzeczonemu. Gdy usłyszałam jak to pewnego razu moja przyszła teściowa znalazła go z głową w muszli sedesowej, ponieważ szukał toaletowych trolli, nie wytrzymałam i ze śmiechu musiałam, aż sobie usiąść. Mój brzuch już dawno bolał od śmiechu.
- Ej, co się dzieje? – do pokoju wpadł Niall z wystraszonym głosem, od razu klękając przy mnie. Szczerze rzeczywiście musiało to źle wyglądać, bo zwijałam się na krześle, ale jego reakcja jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła. Ja już nawet się nie śmiałam głośno tylko trzęsłam się siedząc.
- Mamo, co jej jest? – prawie wykrzyczał Niall.
Zamiast odpowiedzi usłyszałam tylko głośny śmiech Maury.
Po kilku sekundach, byłam w stanie już podnieść głowę i pokazać, mu że jest wszystko w porządku. Mój uśmiech był od ucha do ucha, a po policzkach płynęły mi łzy… oczywiście ze śmiechu.
- Co się stało? – tym razem Niall spytał spokojnej i już z uśmiechem na ustach.
- Twoja mama opowiadała mi jak szukałeś trolli… toaletowych. – na nowo zaczęłam chichotać.
Niall obrzucił mamę krającym spojrzeniem.
- Jesteście niemożliwe. – udawał obrażonego – A co mamo, jak ona mnie teraz zostawi przez ciebie? No co? – zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Nie zrobi tego. – Maura odpowiedziała, mu szybko posyłając mi pełne czułości spojrzenie – Idź pomóż Gregowi i Denise wnieść rzeczy na górę. Nie zapominaj, że oni zostają, aż do Nowego Roku.
- No już, już… - odburknął i szybko opuścił jadalnię.
Ja przez chwile siedziałam dochodząc do siebie i masując materiał swojej czarnej sukienki, aby spięte i bolące mięśnie brzucha się rozluźniły. Miałam też ciut inny powód… ale to później.
W pewnym momencie starsza kobieta podeszła do mnie i popatrzyła na mnie tym swoim dziwnym, nieodgadnionym wzrokiem.
- Od kiedy jesteś w ciąży?
Gdy zadała to pytanie moje oczy na początku zrobiły się jak spodki od filiżanek, a potem serce zatrzymało mi się w miejscu. Automatycznie moja prawa ręka znalazła się na brzuchu w miejscu, gdzie spoczywał mój skarb. Oczywiście jeszcze nic nie było widać. Zapomniałam oddychać zastanawiając się jak… skąd ona wiedziała.
W tamtym momencie, nie było dla mnie logicznych możliwości, ponieważ test miałam bardzo dobrze schowany, nikt nie wiedział o mojej wizycie u lekarza, nikomu jeszcze nie mówiłam. Zachowywałam się jak, gdyby nigdy nic, więc jak ? Skąd Maura wie? Poczułam jak kręci mi się w głowie i szybko wzięłam głęboki wdech oraz zamknęłam oczy. Oparłam się o oparcie krzesła, żeby nie stracić równowagi i się nie wywrócić. Jeszcze tylko mi tego brakowało, żeby Niall się tak dowiedział.
A może już wie? Nie… bo inaczej by ze mną rozmawiał.
- Beth… spokojnie. Słyszysz? – poczułam jej dłoń na ramieniu – Już. Oddychaj spokojnie. Mam zadzwonić po karetkę? Zawołać Nialla? – panikowała.
- Nie. Nie… - nie chciałam, żeby go wołała. Miałam ciut inne plany, żeby mu to powiedzieć – Skąd…? Ty..? Jak..? – jąkałam się powoli dochodząc do siebie i otwierając oczy. Od razu napotkałam jej zmartwiony wzrok.
- Mam kochana kobiecy instynkt. Widziałam jak zachowujesz…
- To, aż tak bardzo widać? – przeraziłam się, nie chciałam, aby ktokolwiek jeszcze wiedział.
- Nie. Ja po prostu swoje wiem i swoje widzę. Sporo już przeszłam. – dalej kucała naprzeciw mnie trzymając moją drugą dłoń w swoich.
- Czy ktoś jeszcze wie? – mój głos był słaby, a moje skronie dalej dziwnie pulsowały.
- Nie słonko. To już Twoja sprawa, kto wie, a kto nie wie. Ja nie mam najmniejszego prawa, aby decydować o takich rzeczach.
- Dziękuję… - wyszeptałam i ponownie oparłam głowę o oparcie krzesła zamykając oczy.
- Niall też jeszcze nie wie… prawda? – zapytała z troską.
- Nie. Jeszcze nie i szczerze nie do końca wiem, jak mam mu to powiedzieć. Nie wiem, czy on teraz to dziecko będzie chciał. Ślub zaplanował na początek lutego… ale ja nie wiem czy do niego dojdzie.
Wiedziałam, że jej mogę powiedzieć o wszystkim, nawet jeżeli to jest wizja porzucenia jej syna.
- Zaraz tutaj wszyscy przyjdą i chyba nie chcesz, żeby znaleźli cię w takim stanie i tak się dowiedzieli.
Doskonale mnie znała i wiedziała, czego potrzebuję.
- Masz rację. No nie… - chciałam już wstać, ale Maura powstrzymała mnie troskliwym gestem.
- Nie tak szybko, spokojnie Beth – zaśmiała się – Możemy skończyć teraz naszą rozmowę teraz ?
Jej pytanie zaskoczyło mnie, ale pokiwałam nieśmiało głową, na znak zgody.
- Tylko jak? – popatrzyłam w kierunku, z którego słychać było liczne śmiechy i rozmowy nadchodzącej gromady. Ona ze zrozumieniem podążyła wzrokiem za moim i bez słów zrozumiała o co mi chodzi.
- Chodźmy do na górę. – uśmiechnęła się – Albo nie… ty nie możesz iść jeszcze, bo się wywalisz jeszcze i co będzie…
Rozbawił mnie dobór jej słów.
- Niall? Niall! Chodź tutaj szybko! – zaczęła wykrzykiwać.
Nie! Nie! – wołały moje myśli.
- Tak mamo? – po kilku sekundach do jadalni wpadł biegiem Niall.
- Beth się gorzej poczuła, weź ją zanieś na chwilę do pokoju. Niech się położy.
Mój narzeczony od razu popatrzył na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Co ci się stało? – w jego oczach widziałam panikę, gdy delikatnie mnie podnosił.
- Nic. Twoja mama niepotrzebnie cyrk urządza. Mogłam iść sama. Po prostu zrobiło mi się słabo i mi się w głowie zakręciło. – wysłałam zimne spojrzenie kobicie, która szła zaraz za nami.
Dzięki temu, że dom Horanów był duży ominęliśmy resztę rodziny. Już po chwili leżałam na miękkiej pościeli, na ogromnym łóżku w pokoju, który był przeznaczony dla mnie i dla Nialla. Po drugiej stronie pokoju stała mała kanapa. Wiedziałam, że mamie Nialla było niezręcznie odnośnie jak tu na przenocować.
- Kochanie… na pewno to nic poważniejszego? – zapytał siadając na skraju łózka i patrząc mi w oczy. ?
- Tak, tak… - odnalazłam jego dłoń i pogłaskałam. Naprawdę dochodziłam już do siebie.
- Dobra. Wynocha na dół Niall. Ja z nią zostanę… - do gry weszła pani Horan.
- Nie musisz mamo. – posłał jej jeden z tych jego najsłodszych uśmiechów.
- Ale chcę, a z resztą ty z tatą musicie jeszcze sos przygotować. Jak co roku… - uśmiechnęła się do niego.
- Noooo dooobrze – zgodził się przeciągając „o” jak małe dziecko – Jak coś to wołajcie.
Posłał mi współczujące spojrzenie i wyszedł zamykając drzwi. Słyszałam jego głośnie kroki, które po pewnym momencie ucichły.
- A więc Maura… - zaczęłam chcąc mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą.
- Ciii…. – przerwała mi szybko przykładając sobie palec do ust.
Zdezorientowana patrzyłam jak podchodzi na palcach powoli do drzwi i łapie delikatnie za klamkę. Po paru sekundach całą swoją energią, gwałtownie otworzyła drzwi.
Po jej drugiej stronie stał Niall z uchem przyłożonym w miejscu, gdzie jeszcze chwile temu były drzwi.
- Niallerze Horan! Ile raz ja cię uczyłam, ze się nie podsłuchuje ? – kobieta zaczęła mówić podniesionym głosem z bardzo srogim tonem.
Skrzyżowała swoje drobne ręce na piersi patrząc na syna z pogardą. Niallowi natomiast mina zrzedła z każdą sekundą, a policzki szybko przybrały kolor buraka. Byłam jej niesamowicie wdzięczna, że odkryła, iż Niall nie poszedł tylko siedzi pod drzwiami. Czułabym się naprawdę podle gdyby się tak dowiedział.
- Kopnąć cię w tyłek? Przeproś i idź robić ten sos. Jeszcze chwile, a będziesz spał na ganku. – groziła mu, ale dobrze wiedziałam, że nigdy by tego nie zrobiła.
- Przepraszam mamo… i ciebie Beth. – popatrzył na mnie przepraszającym i czułym wzrokiem.
Ja kiwnęłam tylko na znak zrozumienia i uśmiechnęłam się. Już po chwili słyszałyśmy jak zbiega co dwa stopnie po schodach.
- Przepraszam Cię za niego. Zawsze łobuz z niego był. – uśmiechnęła się do mnie zamykając drzwi.
Już po chwili siedziała na skaju łózka, trzymając czule jedną z moich dłoni.
- Mów teraz kochanie co ci na serduszku leży.
- Ja nie wiem jak mu to powiedzieć… jak on na to wszystko zareaguje. Ciężko jest mieć jego za narzeczonego… - przyznałam szczerze.
- Źle cię traktuje? Szczerze Beth. Ja wiem, ze moje dzieci nie musza być idealne i najpewniej nie są.
- Nie, nie… - szybko zaprzeczyłam kręcąc głową – Jest świetny. Kocham go, ale on ma tyle zajęć. Wychodzi rano, przychodzi wieczorem, zmęczony, padnięty. Przychodzi, je obiad i usypia na dywanie przed kominkiem.
- Rozumiem cię kochanie… - naprawdę widziałam wsparcie w jej oczach.
- W którym jesteś miesiącu ciąży?
- W trzecim, ale wiem od niedawna. – spuściłam wzrok.
Nie ukrywam, krępują mnie takie tematy.
- Czemu uważasz, że może nie dojdzie do ślubu? – zapytała dziwnie smutnym głosem.
Wzięłam kilka głębszych wdechów i usiadłam koło niej.
- Bo ja nie wiem Maura, czy on zechce to dziecko, a na pewno go nie usunę…. – łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.
- Ciii… - kobieta przytuliła mnie jak małe dziecko – Może Niall jest jaki jest, ale trochę znam swojego syna. On Cię kocha Beth… i jestem pewna, że one będzie kochał to dziecko. Bo to Niall…
Po chwili moje łzy wyschły, a Maura zaproponowała, aby już zejść na dół i rozpocząć wieczerzę.
Na dole przywitał mnie tłum roześmianych oczu co pozwoliło mi zapomnieć o wszystkich innych zmartwieniach. Oprócz rodziców i brata Nialla pojawił się dobry przyjaciel rodziny – Harry. Tak się składało, że on sam nie miał spędzić z kim wigilii, dlatego przyjął zaproszenie Nialla. Wieczerza była przepyszna i przebiegła w pięknej atmosferze.
***
Po kolacji siedliśmy w salonie i zaczęło się wielkie odpakowywanie prezentów, a gdy każdy już podziękował i pobawił się swoim nowym nabytkiem siedzieliśmy wspólnie przy kominku obok kominka. Z głośników w tle leciała delikatna, subtelna muzyka świąteczna, gdy Niall „porwał” mnie do tańca. Kołysaliśmy się w rytm wolnej piosenki, gdy niepewnie spojrzałam na Maurę z cichym pytaniem w wzroku. Ta rozumiejąc mnie do razu, uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Pokrzepiona oderwałam się od Nialla i głośno zaczęłam.
- Słuchajcie… mam wam coś do oznajmienia, a Tobie w szczególności Niall… - odwróciłam się do niego twarzą i splotłam nasze palce. Przykułam tym uwagę wszystkich obecnych, nawet rozbrykane dzieci na chwilkę się zatrzymały patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- Jestem w ciąży… - powiedziałam nie śmiało uśmiechając się.
Szczerze, gdybym wcześniej wiedziała, że zdarzy się coś takiego nie odważyłabym cię pisnąć nawet słówka.
Wszscy zaczęli wiwatować, klaskać, śmiać się i wiwatować… tylko jeden, jedyny Niall stał i tempo się na mnie patrzył. Nie widziałam co mam robić i jak reagować. Myślałam, że może po prostu potrzebuje czasu, ażeby przyswoić tą informację.
Jednak nie spodziewałam się tego, co zrobił. Puścił moje dłonie cofając się o krok. Na taki jego gest w pokoju zapadła cisza i wszystkie oczy były skierowane na niego.........



P.S przypominam imagin nie jest mój :D piszcie czy chcecie następną część :D 

1 komentarz: