środa, 1 stycznia 2014

NO i część ostatnia imaginu z Niall'em :D 

Komentujcie :D Czy chcecie żebym dodawała imaginy i z kim chcecie następny będzie ankieta z boku :)





Niesamowicie się w pierwszej chwili wystraszyłam, no bo kto normalny chodzi po nocy na odludziu?
- Jezu! Beth weź na siebie uważaj! – od razu poznałam głos Horana, który miał lekką chrypę najpewniej z powodu chłodu. 
Szybko podniósł mnie i postawił do pionu. Gdy odwróciłam się i spotkałam jego iskrzące się tęczówki poczułam motylki w brzuchu. 
- Co ty tutaj robisz? – zapytał po chwili milczenia.
- Wyszłam Cię szukać… - odparłam spuszczając wzrok, a moje serca na powrót otoczyło się pajęczyną smutku – przyniosłam ci kurtkę. Widziałam, że wyszedłeś w samej bluzce… - wyciągnęłam rękę z okryciem w jego stronę.
- Nie potrzebuje tego… - mimo sprzeciwu wziął okrycie z mojej ręki, a to co potem zrobił zszokowało mnie – bardziej ta kurtka przyda się tobie i…. ten… no… Twojemu dziecku…
Następnie założył mi ta kurtkę na ramiona. Zrobiło mi się jeszcze smutniej, że mi nie wierzył, że go nie zdradziłam.
- To jest też Twoje dziecko Niall… - wyszeptałam nieśmiało.
- Niemożliwe Beth… - pokręcił głową patrząc na mnie.
Patrzył na mnie z góry, ponieważ był wyższy, ale dzięki temu widziałam łzy, które zbierały się w kącikach jego oczu.
- Możliwe Niall! – wykrzyczałam – Nie zdradziłam cię…
- Wracajmy do domu… - zaproponował nieśmiało.
- Dobrze… - zaczęłam powoli iść w stronę rozświetlonego domu Horanów.
Dzieliło nad od niego jakieś 10 minut drogi.
- Chodź – Niall wyciągnął w moją stronę rękę – Ja nie gryzę, a będzie ci łatwiej iść… Widzę, że się źle czujesz. Znam Cię Beth. I nie udawaj silnej, nie ujmuj się honorem, bo to ci ani dziecku nie pomoże.
Niepewnie wzięłam jego rękę, a on ułożył mnie tak względem siebie, że trzymałam go pod rękę, a drugą ręką asekurował moją talię.
W połowie drogi z wykończenia zaczęło mi się kręcić w głowie, dlatego bez słowa zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Już po chwili unosiłam się i byłam tulona przez silne ramiona Nialla.
Nawet nie wiem, w którym momencie weszliśmy do domu i znalazłam się na łóżku.
- Jak się czujesz? – zapytał pusto. Siadając na krawędzi łózka. Ja miałam dalej zamknięte oczy i powoli policzkami płynęły mi łzy, których nie potrafiłam opanować.
- Lepiej…
Gdy poczułam jak wstaje i dochodzi… nie mogłam tego znieść.
- Czy mógłbyś ze mną zostać ? – zapytałam nieśmiało, zrobiłam to tylko dlatego, że miałam zamknięte oczy i nic mnie nie ośmielało. Gdybym je tylko otworzyła magiczny czas pewności by prysł.
- Wybacz mi Beth, ale nie… nie mogę patrzeć na ciebie, nie krzywdząc tym siebie…
Nawet nie czekając, aż zamknie drzwi wybuchłam głośnym i rzewnym płaczem.
Rozumiałam go, że było mu ciężko, ale w takim razie kogo ja dziecko nosiłam? Byłam zagubiona w tym wszystkim i nie potrafiłam dać sobie odpowiedzi na wiele pytań. Bolało mnie to, jak bardzo zniszczyłam reszcie święta.
Pamiętam, że długo leżałam i myślałam, co tutaj teraz ze sobą zrobić. Jasne było dla mnie, że Niall mnie już nie chce i z naszym ślubem, z naszą przyszłością nici.
Kto teraz przyjemnie ciężarną, młodą kobietę pod dach?
Mnie nawet nie było stać na wynajem domu, ponieważ nie miałam, żadnych swoich pieniędzy. Wszystko co zarabiałam dokładałam do budżetu Nialla, bo był traktowany jako nasz.
Boże, jaka ja byłam głupia.
Lecz pocieszała mnie jedna rzecz. W tamtym momencie niczego nie żałowałam i cieszyłam się, że te dwa lata życia dane mi było u boku Nialla spędzić.
Gdy już moje zmęczone oczy powoli zaczęły kleić się do snu po prostu sięgnęłam po koc i się nim przykryłam. Nawet nie przebierając się z sukienki, nie myjąc czy nie zmywając makijażu. Chciałam jak najszybciej uciec od tego całego bałaganu.
Jednak nie dane mi było szybko usnąć. Z dużej torby Nialla co jakieś dwie minuty wydobywały się dźwięki sygnalizujące, że ktoś dzwoni. Za piętnastym połączeniem nie wytrzymałam, podeszłam do torby, wyjęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
Kto mądry dzwoni o godzinie 23 w wigilię?
Dzwonił Paul. Dobry przyjaciel Nialla, który był lekarzem w jednej z największych klinik w Londynie. W innej sytuacji – gdybyśmy dalej byli razem po prostu bym odebrała – ale teraz nie mogłam. Szybko przebrałam się w moją luźną koszulę nocną, zmyłam makijaż i rozczesałam włosy. Nie chciałam, żeby wyglądało to tak jakby cały czas leżała płacząc, (a przecież tak było).
Zakładając kapcie na nogi nieśmiało wychyliłam się za drzwi spoglądając na korytarz i szukając Nialla powoli skierowałam się na dół. Gdy byłam na zakręcie, który prowadził do salonu usłyszałam głos Nialla, co sparaliżowało moje nogi.
- Mamo, przecież wiesz jak ja ją kocham… - płakał. Byłam w stu procentach pewna.
- Wiem, Niall. Wiem… - uspokajała go Maura ciepłym głosem.
W tym samym momencie poczułam ogromny ból pomiędzy nogami. Wiedziałam, że to na skutek stresu, ponieważ o tym rozmawiałam z panią ginekolog, która prowadziła moją ciężę. Zalecenia w takim przypadku to siąść i głęboko oddychać. Oparłam się plecami o ścianę i zjechałam w dół, tak, że kuliłam się przy niej siedząc na podłodze. Naprawdę nie chciałam podsłuchiwać. Wierzcie mi… po prostu w takim stanie nie byłam w stanie wydać nawet najmniejszego dźwięku, żeby kogokolwiek zawołać. Ból był nie do zniesienia.
- Nie mogę patrzeć na nią, bo wyobrażam sobie, że ktoś inny ją mógł mieć mamo… Moją najukochańszą Beth. – zaniósł się szczerym płaczem.
- Ciiii…. Ale ona Niall, nie mogła cię zdradzić. Czy ty widziałeś jak ona cię kocha? Ona nosi Twoje dziecko Niall.
- Ale ja odebrałem wyniki… - łkał i się jąkał.
Taki dźwięk… tak rozbitego Nialla, tylko pogarszał mój ból.
- Nawet jeżeli nie jesteś biologicznym ojcem to wydaje mi się, że to i tak twoje dziecko Niall.
Byłam jej niesamowicie wdzięczna.
- Kocham ją mamo… Nawet nie umiem sobie sam wyobrazić tego jak.
W tym samym momencie w mojej dłoni na powrót zadzwonił telefon Nialla, a ja jęknęłam głośno z bólu. Już po sekundzie słyszałam tupot stup i po chwili Niall klękał koło mnie z przerażonymi oczami.
- Jejku Beth! Co ci jest?! – zaraz za jego plecami pojawiła się Maura, która miała ciut więcej trzeźwości i zamiast tępo się na mnie patrzeć, tak jak to robił mój były narzeczony, zapytała się.
- To tylko stres… proszę przynieście mi moje tabletki. Leżą na szafce nocnej Nialla. – wydusiłam z siebie na jednym oddechu.
- Ja pójdę ty z nią zostań – mama Nialla pobiegła na górę. Muszę przyznać, że była bardzo sprawna.
W te kilkadziesiąt sekund siedziałam i patrzyłam swoimi oczami w oczy Nialla. Nie widziałam już w nich złości.
- Przyniosłam… Ci… telefon… - wydusiłam z siebie.
- Ciiii…. Nic nie mów. – ku mojemu zaskoczeniu wziął moją dłoń i zaczął ją głaskać – Zadzwonić po karetkę ?
Pokiwałam przecząco głową.
- Nie… Wiem, co mi jest. Muszę… tylko leki… - nim się obejrzałam Maura biegła ze szklanką wody i moimi niebieskimi tabletkami.
Wiedziałam, że nim one zadziałają będzie jeszcze trochę bolało. Gdy połknęłam Niall delikatnie mnie podniósł, nie chcąc sprawić mi bólu, jednak nie udało mi się utrzymać tego w środku i gdy kładł mnie na kanapie w salonie, naprzeciwko pokiereszowanej i już postanowionej do pionu choinki, wydałam z siebie cichy jęk.
- Przepraszam… - wyszeptał ze skruchą.
- To… nic… - dukałam między oddechami z dużym trudem – Paul… dzwonił… 20 razy… dlatego zniosłam… telefon…. Ajjj….
Ponowny skurcz rozrywał mnie od środka. Niall znowu złapał moją rękę i niecierpliwie ją głaskał. Potem ze swoimi pieszczotami przeniósł się na głowę. Szczerze, zaskoczył mnie tym.
Gdy ból zaczął powoli ustępować on zaczął mówić.
- Słuchaj Beth… wiem jak bardzo cię dzisiaj zraniłem tym moim wybuchem, odtrąceniem cię… Przepraszam. Po prostu jest mi ciężko jakoś to sobie ułożyć, że możesz nosić nie moje dziecko. Moim największym marzeniem jest teraz, żeby się okazało, że naprawdę to ja jestem ojcem tego maluszka – spojrzał na mój brzuch, który zakrywałam rękami dalej delikatnie zwinięta z bólu – Ale to nieważne. Kocham cię jak nikogo na tym świecie i… nie potrafiłbym bez ciebie żyć… Kocham cię… jak głupi…
Po moich i jego policzkach płynęły łzy. Musieliśmy wyglądać jak para idiotów.
Naszą romantyczną chwilę przerwał kolejny dzwonek telefonu Nialla, leżącego dalej w korytarzu na podłodze.
- Idź… odbierz… proszę… - uśmiechnęłam się na tyle na ile mogłam.
Posłuchał mnie, a ja jedyne co mogłam to przysłuchiwać się jego rozmowie, którą prowadził z korytarza.
- Halo. Paul? Wiesz, która jest godzina?
- …
- 23.49 w Wigilię
- …
- Więc mów co masz aż tak ważnego… - głos Nialla był zmęczony.
- …
Paul bardzo długo mówił, bo nie słyszałam głosu Nialla.
- Tak, tak. Jestem, jestem… Jesteś pewien? – mówił takim tonem, jakby właśnie zobaczył ducha.
- …
- Dziękuję bardzo. Wesołych Świąt Paul.
Już po chwili wolnym krokiem z szokiem wymalowanym na twarzy stał w drzwiach. Niesamowicie się wystraszyłam.
- Niall? Niall? – dalej stał i patrzył się przed siebie.
- Juzu Niall co się dzieje? – podniosłam się mimo bólu i podbiegłam do niego.
W tamtej chwili wszystko mi przez głowę przeleciało: że jest chory, że Maura jest poważniej chora, że cos się stało pozostałej trójce z One Direction…
Potrząsnęłam go delikatnie za ramiona i szczerze zapomniałam już o bólu. Nie liczyło się nic oprócz Nialla.
- Ktoś pomylił wyniki… - trzymał mnie w napięciu – Jestem zdrowy. Mogę mieć dzieci… jestem płodny!
W tamtej chwili popatrzył na mnie i zobaczyłam w jego oczach nieopisaną radość. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Nim się obejrzałam Niall podniósł mnie i kręcił się ze mną po całym salonie. Kiedy naprawdę zakręciło się mi w głowie zatrzymał się i postawił mnie przed sobą.
- Przepraszam… - wyszeptał patrząc mi w oczy.
Widziałam w nich skruchę i mimo, iż dzisiaj tak bardzo mnie zranił nie umiałam się na niego gniewać. Cieszyłam się, że wszystko się rozwiązało i że cieszył się, że jest tatą.
- Już dobrze… Po prostu o tym zapomnijmy… ale musisz mi bardziej ufać. Nigdy cię nie zdradziłam. Naprawdę. – wplotłam swoje palce w jego włosy zbliżając jego twarz do swojej.
- Wiesz… Naprawdę ciężko wytłumaczyć to co przeżywałem. Z jednej strony wierzyłem ci, znaczy chciałem ci wierzyć, ale to nie było takie proste mając jakieś medyczne potwierdzenie. – był skruszony swoim zachowaniem.
- Dziękuję – wyszeptałam, po czym wspięłam się na palce i wpiłam się w jego usta. Po tylu przeżyciach ten pocałunek był jeszcze bardziej intensywniejszy niż inne. Pragnęłam go długo i niesamowicie się cieszyłam, że wszystko się ułożyło tak, jak się ułożyło.
- A który to już miesiąc ? – zapytał mój narzeczony z uśmiechem na ustach, gdy się od niego oderwałam, bo brakowało mi powietrza.
- Trzeci… ale wiem od niedawna – uśmiechałam się do niego szeroko.
- Kocham cię… - złożył czułego całusa na moim czole – a… przepraszam… - zaśmiał się pochylając się do mojego brzucha – Was…

Potem wszystko potoczyło się już z górki. W lutym wzięliśmy ślub, a z mojej białej sukni wystawał delikatny brzuszek sygnalizujący wszystkim, ze niedługo zostaniemy rodzicami.
Niedługo po ślubie przeprowadziliśmy się do większego domu, gdzie Niall sam urządził pokoik dla dziecka. Na naszej drodze raczej nie stawało już nic czego nie umielibyśmy wspólnie rozwiązać.

Tydzień temu wróciliśmy Rose i Jakiem do domu.
Tak owszem, okazało się, że Niall nie jest tata… jest podwójnym tatą.
Powiedziano nam, że będziemy mieli bliźniaki zaraz przed porodem. Poród był niesamowicie ciężkie, ale opłacało się, a Niall naprawdę się okazał wspaniały. Cały czas przy mnie był i to dzięki niemu nie zwariowałam.
Właśnie leżę w swoim łóżku otulona pościelą, a dwójka małych urwisów już spokojnie śpi w swoich łóżeczkach.
- Niall! Chodź tutaj! – wołam swojego męża, ponieważ chciałabym złapać chociaż na chwilkę drzemkę zanim tamte dwa diabełki obudzą się na kolejne karmienie.
- No idę, idę! – mój młody i rosły mąż wchodzi do sypialki w samych bokserkach, a zaraz potem wskakuje pod kołderkę koło mnie.
- Oj nie kuś mnie Horan, nie kuś! – grożę palcem w powietrzu – Wiesz, że jeszcze nie mogę.
- Wiem, wiem… - śmieje się ze mnie.
- Idziemy spać? – pytam pełna nadziei. Ostatnie dni mnie naprawdę wykańczają.
- Tak, tak – patrzy na mnie zagadkowo – ale pierw mam coś dla ciebie.
Patrzę na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
Czyżbym zapomniała o jakiejś naszej rocznicy? Nie.
O moich urodzinach czy jakimś święcie? Nie.
- A z… jakiej okazji? – język mi się strasznie plącze.
Z swojej szafki nocnej wyciąga jakieś pudełko i mi je podaje. Otwieram je i to co widzę przechodzi moje wyobrażenia…

Uświadomiłam sobie, że płaczę…
- Po co mi to? – pytam bardziej sama siebie.
- Żeby pani Elizabeth Kate Horan miała co założyć do swojej bordowej sukienki na kolejne imprezy, w których będzie towarzyszyła swojemu mężowi. – całuje mnie w policzek ścierając jednocześnie łzy.
- A za co to..?
- Za to, że ze mną jesteś. Za to, że mnie wspierasz i że tyle ze mną wytrzymałaś. Że mnie kochasz i szanujesz i… za urodzenie tej wspaniałej dwójki dzieci, która właśnie płacze – śmieje się Niall z iskierkami w oczach.
Z uśmiechem odkładam kolię na szafkę nocną i już chcę wstać z łóżka, gdy czuję rękę Nialla na swoim ramieniu.
- Śpij. Ja wstanę…
Zanim odejdzie, całuje mnie przelotnie w usta. Po chwili słyszę jak chodzi po naszej sypialce z Rose na rękach i do niej mówi, a on jakby rozumiała otwiera oczka i słucha tatusia zamiast płakać.
A ja otulona w kołdrę, ale także w miłość, którą czuję i wiem, że jej jest pełno koło mnie, usypiam z ogromnym uśmiechem na ustach.




_________

2 komentarze: